Polub mnie na facebooku

piątek, 14 października 2011

Wspomnienia z Malezji



Wylot

11 września wyleciałyśmy  z Katką z Warszawy do Amsterdamu a następnie do Kuala Lumpur.Kiedy wsiadłyśmy do naszego Boeinga od razu poczułyśmy inną atmosferę.
Kolorowo ubrane stewardessy z mocnym makijażem i unoszący się wszędzie zapach malezyjskiego jedzenia. Usadowiłyśmy się wygodnie i wystartowałyśmy.
Lot był bardzo przyjemny- ciągłe przekąski i najnowsze filmy sprawiły, że 12 godzin nie ciągnęło się za nadto. Wylądowałyśmy cało i zdrowo, co dla mnie już było powodem do szczęścia- zważywszy na brak doświadczenia w lataniu miałam pewne obawy. Spokój Katki jednak w tej kwestii wpłynął i na mnie: ’’Jak się mamy rozwalić, to się rozwalimy, co się przejmujesz, nie mamy na to wpływu, bardziej się martwię o nasze bagaże’’. Z bagażami to różnie bywa, więc obawy Katki były bardziej uzasadnione niż moje, ale ja się właśnie bagażami kompletnie nie przejmowałam. Tak było przez cały nasz pobyt, Katka się martwiła rzeczami, którymi ja się nie niepokoiłam i odwrotnie- dzięki temu panowała harmonia :)

Dzień Pierwszy

Zmiana czasu mocno dała nam się we znaki. Byłyśmy nieprzytomne a czekało nas jeszcze znalezienie hotelu w Kuala Lumpur… Oczywiście ja się tym nie przejmowałam, bo wiedziałam, że Katka + mapa = sukces.
Pierwsza rzecz, jaka nas zaskoczyła to toalety. W Malezji można bardzo często natknąć się  na po prostu dziury w ziemi i węże z wodą zamiast papieru stąd w toaletach zazwyczaj  podłogi są mokre. Po opuszczeniu lotniska uderzyło nas ciężkie tropikalne powietrze, do którego jednak po pewnym czasie, można było się przyzwyczaić. W powietrzu wszędzie unosił się zapach jedzenia, bardzo przytłaczający w pierwszej chwili. Po przeprawie przez zatłoczone ulice ( z ciężkimi walizkami oczywiście) trochę krążąc w kółko jak się później okazało dotarłyśmy w końcu do upragnionego hotelu i jak to się mówi ’’padłyśmy na twarz’’.

W Meczecie z Zulajką

Pierwszy poranek w Kuala Lumpur. Skutki zmiany czasu wciąż dawały nam się we znaki- doskwierające zmęczenie i brak apetytu. Jak wyglądało śniadanie w hotelu? Ryż pod każdą postacią i owoce, których trochę obawiałyśmy się tknąć- jak się okazało nasze obawy były bezpodstawne. Byłyśmy oczywiście przygotowane na ewentualne rewelacje żołądkowe- mam tu na myśli wyprawkę mojej bratowej w postaci wódeczki :)
Tego dnia postanowiłyśmy udać się do Narodowego Meczetu.
Musiałyśmy oczywiście zdjąć buty i założyć odpowiednie fioletowe wdzianko- wyglądałyśmy niczym bohaterzy gwiezdnych wojen. W momencie, kiedy przekroczyłyśmy mury meczetu rozpoczęła się porządna tropikalna burza, a ja bardzo, ale to bardzo nie lubię burzy. Wkrótce jednak podeszła do nas wolontariuszka ’’Zulajka’’, która to zebrawszy grupkę słuchaczy, zaczęła wprowadzać nas w podstawy Islamu, dzięki czemu przestałam nerwowo wyczekiwać kolejnych gromów z nieba. Nasza grupka zaczęła się wykruszać i w efekcie zostałyśmy z Zulajką same. Muszę dodać, że byłyśmy w tym czasie jedynymi turystami w meczecie- w trakcie modlitw turyści pozostają na zewnątrz, więc poczułyśmy się niejako wyróżnione. Po trzech godzinach spędzonych w meczecie miałyśmy już trochę dosyć, zatem postanowiłyśmy wracać już do domu. Wychodząc, wstąpiłyśmy do toalety, gdzie również nie wolno nam było założyć butów, co wywołało niemały niepokój u Katki – toczyła z sobą wewnętrzną walkę próbując nie myśleć o grasujących wokół nas bakteriach. Zulajka była na tyle uprzejma, że podrzuciła nas do centrum.W Kuala Lupur przejście przez ulicę jest nie lada wyzwaniem. Najlepiej przechodzi się przez ulicę, kiedy jest korek- z łatwością można wtedy omijać slalomem samochody i przedostać się na drugą stronę ulicy. Inny sposób to po prostu przebiegnięcie w odpowiednim momencie tak, by nie odnieść żadnych obrażeń. Ten nowy sport przypadł Katce bardzo do gustu. Po kilku dniach spędzonych w stolicy Malezji patrzyłyśmy z politowaniem na turystów, którzy oczekiwali z nadzieją na magiczne zielone światło- my w tym czasie byłyśmy już po drugiej stronie…

Brak komentarzy: