Polub mnie na facebooku

poniedziałek, 27 lutego 2012

Geniusz czy Szaleństwo

einstein.jpg



Ostrzegam, że poniższa praca jest przydługawa...


Geniusz i Szaleństwo - na czym polegają różnice studium przypadku na przykładzie znanych twórców.

Dociekanie czy geniusz może mieć związek z szaleństwem wydało mi się czymś interesującym- nieraz się nad tym zastanawiałam zachwycając się twórczością wybitnych jednostek, będąc jednak niejednokrotnie rozczarowana czy wręcz zasmucona dowiedziawszy się czegoś więcej na temat ich życia prywatnego. Kiedy ktoś tworzy piękne i genialne rzeczy, to chce mu się często przypisywać wyłącznie pozytywne cechy. Okazuje się jednak, że nie wszystko złoto, co się świeci, stąd wspomniałam o rozczarowaniu.Nieraz można spotkać się z opinią, że z geniuszami jest ’’coś nie tak’’. Czy geniusze są po prostu ‘’nienormalni’’? Marcel Proust miał powiedzieć:
 ’’ Wszystko, co wielkie na tym świecie jest dziełem neurotyków’’. Niewątpliwie geniusz to osoba o ponadprzeciętnych zdolnościach, mająca zazwyczaj wybitne osiągnięcia, czyli wychodząca poza tak zwane normy. Czy geniusz może przyczynić się do szaleństwa? Czy wśród geniuszy było wielu ’’szaleńców’’? Czy z szaleństwa można czerpać, i stać się wielkim twórcą? Wiele tego typu pytań krążyło mi po głowie przed sięgnięciem po książkę: ’’Boskie Szaleństwo’’, która to zawiera biografię wielu ’’szalonych’’ geniuszy. Niektóre z nich chciałabym poniżej przybliżyć jak i podzielić się własnymi wrażeniami i przemyśleniami.
    Wstrząsnęła mną biografia Ernesta Hemingwaya jednego z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy.  Hemingway wychowywał się z ojcem cierpiącym na depresję, który ostatecznie popełnił samobójstwo oraz matką, która ubierała go nie wiedzieć, dlaczego jak dziewczynkę. Genogram rodziny Hemingwaya pokazuje smutną rzeczywistość- z chorobami psychicznymi zmagało się wielu członków rodziny w wielu pokoleniach. Hemingway, jego ojciec, dziadek, siostra i brat a nawet wnuczka postanowili ukrócić swoje cierpienia, popełniając samobójstwo. Wydaje się to niemożliwe, zupełnie jakby jakaś klątwa czy tajemniczy niszczycielski gen był przekazywany w rodzinie Hemingwayów z pokolenia na pokolenie. Życie Hemingwaya naznaczone było psychicznym cierpieniem. Załamania nerwowe, urojenia prześladowcze, depresja towarzyszyły mu przy jednoczesnym tworzeniu wielkich dzieł. Kiedy jego stan zdrowia był już bardzo zły, zamknięto go w szpitalu, gdzie poddawany był elektrowstrząsom, które tylko pogorszyły jego stan. Wybitny pisarz odebrał sobie życie za pomocą pistoletu. Trudno mi jednak obarczać winą tylko jakieś fatalne geny. Myślę, że członkowie rodziny Hemingwaya jak i on sam mogli dziedziczyć pewne ’’predyspozycje’’ do zaburzeń psychicznych, natomiast nie sądzę by to było na tyle determinujące, by decydowało z góry o ich życiu. Oprócz genów w rodzinie Hemingwaya przekazywano również brak zdrowych relacji. Podstawowe potrzeby jak potrzeba miłości, akceptacji nie były zaspokajane i moim zdaniem z tego deficytu między innymi wyniknęło wiele nieszczęść. Przebywanie osób z problemami wśród osób z jeszcze większymi problemami nie wróży niczego dobrego. Ponadto ówczesne praktyki w leczeniu chorób psychicznych nie pomagały chorym a tylko ich pogrążały.
    Innym ’’fatalnym’’ geniuszem była Virginia Woolf, angielska pisarka, która jest uważana za jedną z czołowych postaci literatury XX wieku. Jej dzieciństwo również nie można zaliczyć do szczęśliwego. Wychowywała się w mogło by się na zewnątrz wydawać przykładnej rodzinie o literackich tradycjach. Dzieciństwo spędzała wśród książek a nie na beztroskich zabawach z dziećmi. W domu mieszkała ze swym biologicznym jak i przybranym rodzeństwem. Można by powiedzieć, taka patchworkowa rodzina. Mała Virginia była grzecznym dzieckiem, które nie chciało sprawiać kłopotów. Obawiała się, że jeśli będzie niegrzeczna, to może być zamknięta w pokoju jak jej starsza ‘’niepełnosprawna’’ siostra. Virginia w wieku 6 lat doznała traumatycznego przeżycia- została wykorzystana seksualnie przez swojego przyrodniego brata. To zdarzenie pozostawiło głęboki ślad w jej psychice.
W rodzinie Virginii Woolf podobnie jak u Hemingwaya wielu członków rodziny w różnych pokoleniach cierpiało na różnego rodzaju choroby psychiczne. U rodziców Virginii stwierdzono kliniczną depresję- ojciec był często znerwicowany, a kiedy dopadało go głębokie przygnębienie potrafił znikać na wiele tygodni. Matka popadała w melancholię.
W domu pisarki dochodziło do wielu nadużyć, a relacje pomiędzy domownikami były dość ’’skomplikowane’’. Większość prac Virginii Woolf odnosi się do jej przeżyć. Virginia cierpiała na depresję, miewała również stany manii, które wywoływały halucynacje i urojenia. Pisarka miała twierdzić, że jej choroba przyczyniła do jej twórczych myśli, których owocem były wybitne prace. Nazywała swój stan ’’ płodną chorobą’’. Virginia Woolf miała napisać do swojej przyjaciółki następujące słowa: ’’Obłęd jest kapitalnym doświadczeniem i nie można na niego kręcić nosem. W jego lawie wciąż jeszcze znajduję większość rzeczy o których piszę. Wyrzuca on z człowieka wszystko doskonale uformowane, ostateczne, a nie w kawałkach jak to robi rozsądek.’’ (Kottler, 2007;s.117). Virginia ufała, że właśnie dzięki cierpieniu może tworzyć niepowtarzalne dzieła.  Późniejsze jednak poważne załamania, jakie jej towarzyszyły pokazały jak choroba psychiczna potrafi zniszczyć człowieka. Virginia nie miała sił się ruszać, nie mówiąc o tworzeniu. Dodatkowo w stanach silnej depresji zaleceniem lekarzy było leżenie w  łóżku, co było dla niej samej zwykłym marnotrawieniem czasu i momentem, kiedy natrętne myśli nie dawały jej spokoju. O obezwładniającej i jednak hamującej tworzenie depresji mogą świadczyć słowa: ’’ Znam ten stan, kiedy nie potrafię nawet złożyć zdania i siedzę, mamrocząc i kręcąc się; i nic mi nie przelatuje przez umysł, który jest jak zabite okno. Idę więc do łóżka, z uszami zapchanymi gumą; leżę tak dzień czy dwa (…) Chyba nikt nigdy nie był ta jak ja ściskany przez własne ciało, to w górę, to w dół’’.(Kottler,2007;s.125) Pisarka potrafiła miesiącami nie wstawać z łóżka. Z relacji bliskich Virginii osób wynika, że kiedy miała lepsze momenty i nie cierpiała na zaburzenia nastroju, była osobą, z którą lubiono spędzać czas. Była błyskotliwa, wesoła i dowcipna. Autor jej biografii pisze: ’’ Ostatecznie to właśnie twórczy duch i miłość do pisania uratowały Virginię Woolf, a przynajmniej pozwoliły jej wieść życie twórcze’’ ( Kottler, 2007; s124).
Wynika z tego, że to nie dzięki szaleńczemu obłędowi a po prostu talentowi Virginia tworzyła wielkie prace, a owy twórczy obłęd był może po prostu natchnieniem w trakcie choroby?
Idąc za myślą autora, może to nie choroba pomagała jej tworzyć, a raczej na odwrót pisanie pomagało jej zmagać się z chorobą. Za pomocą wymyślonych postaci swych książek mogła wyrażać swoje lęki, emocje konfrontować się z nierozwiązanymi w jej życiu sprawami. Virignii na jakiś czas pomogło zaangażowanie się w wydawnictwo, do czego zachęcił ją jej wierny i kochający mąż w ramach terapii. Nowe obowiązki odciągały ją od choroby. Z drugiej strony jednak autor biografii pisze, że w okresach silnego załamania, Virginia żyła we własnym świecie, który był dla niej i innych przerażający, ale jednocześnie inspirujący :’’Szaleństwo było jej muzą’’ (Kottler, 2007; s.130). Na ostatnim etapie życia, Virginii nie cieszyły zupełnie jej sukcesy. Czuła, że nadchodzi obłęd, z którego szponów już się nie wyrwie. Pewnego dnia wyszła z domu i utopiła się.
Niespodziewanie poświęciłam Virginii Woolf więcej uwagi niż zamierzałam. Jest to natomiast tak naprawdę niewiele. Angielska pisarka była obiektem zainteresowań wielu psychoterapeutów, psychologów, pisarzy, dla których stanowiła ’’interesujący przypadek’’ stąd powstało wiele jej biografii.
    Kolejną osobę, którą chciałbym przybliżyć jest Wacław Niżyński- rosyjski tancerz i choreograf polskiego pochodzenia. Jeden z najwybitniejszych tancerzy baletu XX wieku.
Rodzice Wacława Niżyńskiego byli zawodowymi tancerzami. Zarówno on jak i dwójka jego rodzeństwa już jako dzieci przejawiali talent taneczny. Dom Niżyńskich nie był najbardziej przyjaznym miejscem do dorastania. Matka Wacława Eleonora cierpiała na depresję ( jej rodzice również), a małżeństwo właściwie wymusiła groźbą popełnienia samobójstwa.
Ojciec Wacława w kilka lat po ślubie nawiązał romans z inną tancerką i wyprowadził się z domu. Wacław wraz z siostrą tworzyli bardzo zgraną parę, dużo razem z sobą przebywali a ich wspólną pasją był taniec. Starszy brat po nieszczęśliwym wypadku- wypadł z okna-  zaczął się ’’dziwnie’’ zachowywać i został wysłany do zakładu dla  chorych psychicznie.
Wacław przejawiał nadzwyczajny talent w tańcu nie radząc sobie jednocześnie w innych sferach życia. Miał problemy z jasnym wysławianiem się, jego środkiem wyrazu stał się taniec. Po wstąpieniu do szkoły baletowej uznano go za cudowne dziecko. Niżyński uchodził za osobę trudną, wybuchową i egocentryczną. Kiedy stał się sławny zobaczył się po długiej przewie z ojcem. Po tej nieudanej jak się okazało wizycie, popadł w wielkie przygnębienie i kilka tygodni zajęło mu by się otrząsnąć. Wacław nie miał wielu przyjaciół a jego związki zarówno z mężczyznami jak i kobietami powodowane były bardziej wyrachowaniem aniżeli prawdziwym uczuciem. Niżyński zachowywał się coraz bardziej ekstrawagancko, lubił prowokować i szokować nie tylko na scenie. Miał problemy ze zdrowiem, co wywoływało u niego głębokie lęki. Cierpiał na bezsenność, popadał w stany letargu, miewał też często bardzo zmienne nastroje i zachowywał się agresywnie w stosunku do otoczenia. Z czasem coraz niechętniej podejmowano z nim współpracę ze względu na jego ’’nieobliczalność’’. Kiedy Niżyński wraz z żoną zamieszkał w Szwajcarii bardzo tęsknił za Rosją. Jego żona, której zależało wyłącznie na czerpaniu zysków ze sławy męża, nie brała pod uwagę jego pragnień i wywierała na nim presję sukcesu. Z czasem jego stan psychiczny bardzo się pogorszył- popadał w paranoję i wielkie przygnębienie, co uniemożliwiało mu występowanie na scenie. Raz, kiedy był już w bardzo złym stanie, podczas występu w ogóle się nie ruszał. Po długiej chwili wykonał parę dziwnych ruchów, mamrotał coś i stracił przytomność.  Trzeba wspomnieć, że Niżyński był pod ’’opieką’’ psychoanalityka, który jednocześnie był kochankiem jego żony, więc nie dziwi fakt, że Niżyński nie miał do niego za grosz zaufania…  Dość nietypowa, żeby nie powiedzieć absurdalna relacja lekarza z pacjentem.
Niżyński miał napisać: ’’Odczuwam ból. Jestem chory na duszy, a nie na umyśle. Doktor nie rozumie mojej choroby. Wiem, czego mi trzeba, bym był zdrów’’ (Kottler, 2007; s.185).
Niestety patrząc na dobro własne, otoczenie Niżyńskiego było głuche na potrzeby chorego. Przez dziesięć kolejnych lat Niżyński był poddawany leczeniu u najsłynniejszych psychiatrów i psychoanalityków, co nie dawało żadnych efektów, przeciwnie pogarszało jego stan. Niżyński potrafił rzucać się znienacka na ludzi czy kaleczyć się. Żona zwróciła się o pomoc do samego Freuda, który jedna stwierdził, że choroba w przypadku Niżyńskiego jest już tak daleko posunięta, że psychoanaliza już nic nie pomoże. Psychozę Niżyńskiego próbowano łagodzić różnego rodzaju lekami: neuroleptykami, morfiną, opium, skopolaminą czy insuliną, nic jednak nie pomagało. Żona, którą swoją drogą też uważano za psychopatkę ( opinia Biswangera) poprosiła o pomoc Adlera, który stwierdził po wysłuchaniu historii jego dzieciństwa, że Niżyński cierpi na kompleks niższości. Taka diagnoza nie spodobała się małżonce- liczyła na cudowny lek- i odsunęła go od męża. Po tym jak Niżyński próbował zabić nożem żonę, oddała go do szpitala w Budapeszcie. Tam wydarzyło się coś niezwykłego. Po wkroczeniu Rosjan do Węgier Niżyński usłyszał swój ojczysty język i bardzo się ożywił-co było niemożliwe przez wiele lat. Spędził kilka dni z rosyjskimi żołnierzami i jego stan uległ niewiarygodnej poprawie. Był spokojny, zadowolony a nawet chyba szczęśliwy. Żona jednak nalegała, by wyjechać do Anglii, gdzie mieli znaleźć lepszą opiekę lekarską niż w Rosji. Niżyński nie leczył się już u psychiatrów, ponieważ większość objawów ustąpiła, nadal jednak cierpiał na bezsenność i miewał zmienne nastroje. Niżyński zmarł po 5 latach od ’’cudownego’’ spotkania z rosyjskimi żołnierzami z powodu niewydolności nerek.
Ostatni epizod życia Niżyńskiego bardzo mnie zaskoczył. Okazało się, że beznadziejny przypadek, rzekomo nieuleczalnie chory człowiek miał szansę na w miarę normalne funkcjonowanie, przeżywanie szczęśliwych chwil gdyby się tylko wsłuchano w jego pragnienia. Niejednokrotnie usiłował powiedzieć, że pragnął jedynie prostego życia w swojej ojczyźnie i tańca. Zamiast tego fundowano mu latami nieudane kuracje, które doprowadziły go do fatalnego stanu. Zastanowiło mnie również, dlaczego nie potrafił się sprzeciwić żonie.
Czy był od niej aż tak psychicznie uzależniony?
    W książce ’’Boskie Szaleństwo’’ , na której się opierałam zawarte jest jeszcze kilka równie tragicznych życiorysów znanych ludzi. Po przeczytaniu jej można dość do smutnego wniosku, że geniusz i szaleństwo są ze sobą powiązane. Trzeba jednak pamiętać, że w tej książce akurat skupiono się na ’’szalonych’’ geniuszach, a istnieje przecież mnóstwo genialnych ludzi, którzy nie mają problemów psychicznych- na to wskazuje sam autor książki. Opisuje on więc pewną mniejszość, a nie większość. Ponadto istnieje wiele ’’szaleńców’’, którzy z geniuszem nie mają nic wspólnego. Skumulowanie w książce ’’Boskie Szaleństwo’’ podobnych i niestety kończących się tragicznie historii, pozwala na znalezienie pewnych elementów wspólnych. Wszystkie osoby, których życiorysy przytoczyłam miały trudne dzieciństwo, w którym nie tylko nie zaspokajano podstawowej potrzeby miłości, ale które niejednokrotnie było też źródłem głębokiej traumy. Opisani twórcy dorastali, czasem również później żyli w toksycznym otoczeniu, wśród osób cierpiących na różnego rodzaju zaburzenia. Wspomniani geniusze byli też w dużym ( czasem nawet bardzo dużym) stopniu obciążeni genetycznie chorobami psychicznymi. Stosowano też wobec nich zupełnie nieudane ’’terapie’’, które właściwie pogarszały ich stan. Relacje pacjent- terapeuta było mocno powiedziałabym zaburzone- łamano podstawowe zasady. Chorzy byli niestety niejednokrotnie traktowani jak króliki doświadczalne. Lubowano się w rozgrzebywaniu ich trudnej przeszłości i koncentrowaniu się na traumie, w niektórych przypadkach stosowano również elektrowstrząsy,  które przynosiły opłakane skutki.
Niektórzy przytoczeni przeze mnie ’’szaleni geniusze’’ zwracali uwagę, na to, że czerpią z szaleństwa, a ich traumatyczne przeżycia wyzwalają twórcze myśli. Hemingway miał powiedzieć, że nieszczęśliwe dzieciństwo jest nieodzownym warunkiem zostania pisarzem.
 Z drugiej jednak strony to właśnie szaleństwo ich pogrążyło, a geniusz ratował- mogli dzięki niemu tworzyć, odreagowywać, co przynosiło im ulgę. W momentach krytycznych choroby nie byli w stanie za wiele robić, zupełnie jakby byli sparaliżowani. Genialny umysł pod wpływem szaleństwa może wytworzyć niesamowite, ’’ciekawe’’ wizje, utwory, obrazy, ale nie sądzę, że genialne dzieła powstawają pod wpływem obłędu, nazwałabym to raczej natchnieniem, pewnego rodzaju oświeceniem. Nie jestem zdania, że geniusz i szaleństwo chodzą ze sobą w parze. Należy chyba odróżnić geniuszy od chorych geniuszy. U osób genialnych i chorych jednocześnie choroba może być widoczna w ich dziełach. Być może tematyka, kolorystyka w przypadku malarzy mogą odzwierciedlać stan chorego umysłu.
(Charaktery 2007). Istnieją badania, w ramach których, ‘’diagnozuje’’ się płótna by stwierdzić na podstawie różnych elementów obrazu, na jakie choroby cierpiał artysta. Często jednak te teorie okazują się być spekulacjami. W przypadku malarza Dominikosa Theotokopulosa, który malował charakterystyczne wydłużone twarze, spekulowano, że to astygmatyzm stoi za oryginalnością jego prac- pogląd ten jednak został obalony( Charaktery 2007). Istnieją również choroby, które objawiają się nadzwyczajnymi zdolnościami w jakieś dziedzinie przy jednoczesnym upośledzeniu umysłowym jak w przypadku ludzi z zespołem Sawanta.
Osoby genialne bywają być może częściej ekscentryczne, wychodzą poza normy i utarte schematy, dotyczy to często artystów, którzy również często są bardzo wrażliwi, przez co kojarzy się ich również z neurotykami. Bywa też, że geniusze są genialni w jakiejś dziedzinie, a w innych obszarach nie dają sobie rady np. Einstein, czy Picasso mieli problemy w nauce. Nie jest to natomiast regułą geniusze są różni.  Osoby genialne, w momencie tworzenia bardzo często są  tak pochłonięte tym, co robią, że nie widzą tego co się dzieje wokół. Nie jest to jednak niczym nadzwyczajnym, czy szalonym. Maria Skłdowska- Curie  żyła niemalże wyłącznie w laboratorium pochłonięta badaniami. Rezygnowała czasem z jedzenia, byle by tylko znaleźć środki na dalsze badania. Nie cierpiała na żadne psychiczne choroby z tego, co mi wiadomo. Była jedynie zafascynowaną nauką, nie mając przy tym często potrzebnych środków.
 Wielu genialnych twórców miewało problemy, ze względu na swoje nowatorskie pomysły. Niejednokrotnie okrzykiwano ich szaleńcami, przy czym po czasie okazywało się, że są geniuszami. Wydaję mi się, że nie należy zbyt pochopnie ’’diagnozować’’ geniuszy oraz warto zwrócić uwagę na naprawdę wiele czynników jak czasy w jakich żyli czy żyją, dzieciństwo, otoczenie a także sławę, z którą wielu sobie nie radzi.
 Podsumowując moim zdaniem geniusz nie jest związany z szaleństwem, może mu jednak towarzyszyć.

Bibliografia:

Kottler, J. A. (2007) Boskie Szaleństwo. Geniusz i psychoza wielkich twórców.
 Warszawa: Bellona

Markiewicz, P., Przybysz, P. Geniusz z cierpienia, ’’Charaktery’’ 2007, nr 10, s., 46-51



4 komentarze:

Unknown pisze...

Małe sprostowanie lub raczej uzupełnienie:
zapewne posiadanie nereguliny1 x 2 już po samym przeczytaniu tego oraz kilku podobnych artykułów wraz z trudnym dzieciństwem oraz skomplikowanymi relacjami doczesnymi z otoczeniem lub może raczej nieradzeniem sobie w życiu codziennym mogłoby wywołać stan psychozy ;) Na szczęście w testach na inteligencję wykazuję ponadprzeciętność, więc mogę być spokojny ?
Dochodzę do wniosku, może raczej odczuwam, mam przeczucie lub raczej mam głęboko zakorzenioną myśl, że to właśnie inteligencja ratuje mi życie. Silna wola walki, umysł twórczy, chęć poznania oraz WIARA - o czym nikt nie wspomina - są murem dla szaleństwa.
Każda z opisywanych osób geniuszy czy szaleńców (lub połączenia) miała silnie zachwianą RÓWNOWAGĘ i to stanowi przyczynę efektu końcowego.
Niewłaściwe leczenie pogłębia zaburzenia, tak jak nierealizowanie pragnień, odbieranie marzeń, brak miłości i zrozumienia.
Nie chcę tu rozwijać myśli, bo to ma być komentarz, a nie kolejny artykuł więc oddam w rozmyślanie sens mojej tezy:
RÓWNOWAGA jest sensem, złotym środkiem, źródłem zdrowia, życiem...
RÓWNOWAGA pomiędzy czterema współzależnymi czynnikami:
C jak CIAŁO + U jak UMYSŁ + D jak DUSZA = CUD
Jednak jest to równanie niepełne, bo każdy koń ma cztery kopyta, a świat ma cztery strony.
Jest jeszcze czwarty element... A.
C+U+D+A=CUDA
... gdzie A jest na końcu według zasady: "ostatni będą pierwszymi", gdzie A jest imieniem, którego nie wolno wypowiadać, imieniem, które znaczy tyle co: "JESTEM TYM, KIM ZECHCE BYĆ"...
Chore i nieleczone Ciało zaraża pozostałe składniki życia i osłabia je.
Chory umysł także niszczy pozostałe.
Zraniona dusza potrafi zgnieść, przytłamsić, zepsuć.
Brak Boga (w sercu) jest najgorszy w skutkach: stwarza pozory idylli, sielanki, szczęścia, życia... ale to tylko pozory.

Rosa pisze...

Zapomniałam juz o tym artykule.. Była to praca na zajęcia z peychologii, gdzie bazą była książka ''Boskie Szaleństwo''. Dziękuję za Twoj cenny komentarz. Na szczęście dla Boga nie ma beznadziejnych przypadków, nie istnieje determinizm. Będąc nafaszerowana wiedzą psychologiczną, tymi wszystkimi mechanizmami,biologią, które tak bardzo mają wpływ na człowieka poczułam w pewnym momencie frustrację. Usłyszałam wtedy świadectwo czlowieka spisanego na straty, potwornie obciążonego przeszłością. Historia Tima Gerard była dla mnie prawdziwym katharsis. Mówiąc jeszcze o Bogu nie bez znaczenia jest fakt jaki obraz Boga mamy... Pozdrawiam

Unknown pisze...

Szczerze mówiąc (pisząc) przemknęła mi myśl czy ktoś to przeczyta, a jeśli nawet, to, czy zrozumie ?
Kiedy piszę, mam burzę w głowie. Czasami udaje mi się to poskładać, a czasami sam jestem przerażony tym co zapewne napisałem.
Boję się wracać do tekstu i szybko klikam "wyślij", jakby miało mnie to uchronić przed oparzeniem :)
Zareagowałaś dziwnie, bo inaczej niż mógłbym spodziewać się tego po współczesnym świecie (ludziach).
Zapewne dlatego, że wierzysz... chyba...
Ładnie składasz słowa w całość, płynnie poruszasz się pomiędzy nimi, co w moich podzbiorach oznacza przynależność do wąskiego grona ludzi inteligentnych i otwartych.
A, że jestem osobą trudną gatunkowo nie omieszkałem skomentować kilku wpisów. Nie lubię czytać, dlatego kilka...
Jestem (podstarzałym) dzieckiem współczesności więc zdradzę Ci czemu nie czytam (np. całego bloga, o książkach zapomnij): Twój blog delikatnie snuje się jak mgła po sadzie tuż po wschodzie słońca, a widz (słuchacz czy czytacz) potrzebuje wichru, co jabłka rwie, a one walą go po głowie.
Ale co dzieje się ze znudzonym atakiem jabłkowego ataku obserwatorem ? - po kilku minutach idzie dalej.
Lud potrzebuje akcji, ale z niespodziewanymi zwrotami. Lud (w zasadzie szara masa) potrzebuje zaskoczenia, zdziwienia, nieobliczalności, ferii i furii, zmian. Najlepsze efekty usypiają, kiedy nie są dozowane i przeplecione między sobą.
Pierdolnij czasami cegłą w swoją konfiturę, a zobaczysz efekt: rozdziawiona japa i zwisający glut, o którym nawet nie miał czasu pomyśleć właściciel obryzgany wspomnianą słodką konfiturką.

Rosa pisze...

Lubię delikatne snucie się jak mgła po sadzie tuż po wschodzie słońca, dlatego nie będę pierdolić cegłą w konfiturę- wolę ją w całości. Może to nudne, ale moje :)

Pozdrawiam,

Julia

P.S. Komentarze pojawiają się u mnie na mailu, stąd moja szybka reakcja. Nie lubię zostawiać komentarzy bez komentarza. Swojego bloga nie odwiedzałam chyba z rok...